Buty do biegania Brooks Levitate? Tak, ze wstydem muszę to przyznać. Te buty wybrałem dla siebie po chamsku, ze względu na urodę. Rzadko się zdarza, aby kolory coś sobą wyrażały i żeby o czymś do nas mówiły. Tutaj przekaz jest bardzo czytelny i co równie ważne, lekko żartobliwy. Jeśli oglądaliście “Dziennik Bridget …”, to pewnie zauważyliście, że w scenie z ugly sweater, bohaterom do pełni szczęścia brakowało jedynie moich butów od Brooks. Tym bardziej, że producent dorzuca do nich jeszcze piękne, małe, czerwono-zielone dzwoneczki 🙂 Ta marka na każdym kroku puszcza do nas oko i przesyła radosny przekaz. Choćby samo pudełko. Czy zwróciliście na nie uwagę? Spójrzcie na te postaci z peletonu. Moją uwagę przykuł np. gość z rolką papieru w ręku. Jakby chciał nam powiedzieć “Hej ludzie, nie traktujcie tego wyścigu zbyt serio bo się ze…, bo się nadwyrężycie. Wyścig szczurów zostawcie w pracy, teraz jest zabawa”. I ja taki przekaz akurat szanuję. Jeśli mam do wyboru buty szybkie lub buty wygodne, to zawsze wybiorę te drugie. Buty do biegania to nie jest kara za grzechy. To nasz przyjaciel, od którego oczekujemy wsparcia w trudnych momentach i w którego towarzystwie chcielibyśmy przebywać jak najdłużej.
Coś co było na początku tylko wygłupem, i oddzielną parą butów na świąteczne okazje, okazało się jednocześnie niebywale komfortową konstrukcją. Aż mnie korciło aby je wreszcie wypróbować treningowo. Problem w tym, że to wersja miejska, chodnikowa, a ja już od dawna biegam niemal wyłącznie w lesie. Wolę czasami nadłożyć drogi, bądź podjechać autem, byle tylko znaleźć się między drzewami. No i przyszła zaraza, lasy zamknięte i to był najlepszy pretekst, aby wreszcie Brooks Levitate przetestować. Wrażenia? Dla mnie te buty to petarda. I to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Mam na myśli tą niesamowitą sprężystość i zwrot energii. Tutaj nie brakuje miękkości, ale to nie jest ten rodzaj glutowatości tak typowej dla podłoża piaszczystego, bądź błotnistego. To bardziej rodzaj sprężynki po stopą która dba o to, aby zmęczenie przyszło jak najpóźniej. To także cudowny sposób na trzymanie stopy. Z jednej strony mamy cholewkę z jakby ciasnej gumy, która kontroluje stopę w zwarty sposób, a z drugiej, jest ta płynność docisku tak typowa dla skarpet, dzięki której zapominamy o tym, że w ogóle mamy buty na nogach. Trudno tu sobie wyobrazić jakiekolwiek otarcia, bo w strefie palców jest sporo miejsca a cała reszta trzymana jest nieruchomo. Jakby but razem ze stopą zrósł się w jedność. Miałem nawet takie wrażenie, że gdyby w płucach nie zabrakło oddechu, to można by w nich biec w nieskończoność.
Z powodów zawodowych mam na co dzień do czynienia z setkami butów do biegania. Widzę, jak na przestrzeni dziesięcioleci producenci wypuszczają nowe modele coraz szybciej i w sposób mniej dopracowany. Krótki okres na testowanie, to już dzisiaj norma. Dlatego tutaj wzrusza mnie coś jeszcze. To dbałość o szczegóły. Brooks Levitate to nie tylko połączenie ciekawego dizajnu z niebywałym komfortem. To także takie drobiazgi jak choćby przelotki od sznurowadła wzmocnione laminatem, które nigdy się nie przetrą. To także zagęszczona tkanina w strefie palucha, dzięki której pazurki nie wychapią tutaj żadnej dziurki. To także krótki kołnierz poniżej kostek, który zapobiega dostawaniu się do wnętrza różnych drażniących drobinek. No i pianka w strefie zapiętka zredukowana do niezbędnego minimum. Tam nie ma możliwości, aby pięta pozostawiła z czasem jakiekolwiek spustoszenia. Brooks to marka skoncentrowana wyłącznie na produkcji butów do biegania. I to widać, i to czuć. To prawdziwe buty dla biegaczy, od biegaczy. Polecam!
P.S.
Przedmiotem testu był Brooks Levitate 2, lecz ta recenzja może równie dobrze dotyczyć także pozostałych wersji. Wszystkie one bazują na tej samej, identycznej podeszwie. Różnią je drobiazgi dotyczące cholewki. Seria 2,3 ma nawet ten sam kołnierz w strefie kostki. Brooks w myśl zasady, że lepsze jest wrogiem dobrego, dopieszcza kolejne wcielenia udanych modeli. Nie próbuje nas za każdym razem zaskakiwać czymś kompletnie nowym, bo między niespodzianką, a rozczarowaniem przebiega bardzo cieniutka linia.
Ryszard Bonikowski