Biegam obok was już od 40-u lat i wciąż nie przestaję się dziwić (to chyba dobry znak:). Ostatnio zaskoczył mnie gość truchtający powoli „na palcach”. Uwielbiam las i bieganie po miękkich leśnych alejkach i oto widzę dojrzałego faceta, który powoli skrada się cichutko lądując na paluszkach (pamiętacie może tajemniczego Don Pedro z Krainy Deszczowców?) Na nogach ma buty na grubej podeszwie do biegania po twardych nawierzchniach, wolne tempo biegu, a styl sprinterski z wysoką amplitudą kroku i zwiększonymi siłami działającymi na stopy. O co tutaj chodzi? Logicznego uzasadnienia w tym za bardzo nie ma. A nie jest to odosobniony przypadek. Tę baletową technikę biegu obserwujemy ostatnio coraz częściej. W przypadku dziewczyn ma to pewne uzasadnienie. Codzienne chodzenie w butach na obcasie powoduje przykurcze mięśniowe i przestawienie się na płaskie przetaczanie stopy może być utrudnione. Ale co z chłopakami? Co takiego sprawia, że nagle przeistaczają się w zgrabną pszczółkę Maję i z obciągniętymi w dół paluszkami zaczynają skakać jakby z kwiatka na kwiatek? Tak, to nie jest przypadek. To trochę efekt mody, a trochę propagandy. Istnieje silne lobby propagujące tę technikę biegania. Środowisko biegowe podzieliło się na grupy zwolenników i przeciwników, gdy tymczasem żadna z nich nie jest ani lepsza, ani gorsza. One po prostu służą innym celom. Zastanówmy się zatem jakie są zalety, a jakie wady tych styli biegowych i gdzie mogłyby się sprawdzić.
CZYM JEST TECHNIKA BIEGU „NA PALCACH”.
Bieganie „na palcach” to technika sprinterska. Wyprost stopy przy jednoczesnym napinaniu mięśni czyni z niej sprężynę o napędzie rakietowym. To pozwala na “wystrzelenie ” zawodnika z bloków startowych, a w połączeniu z tzw. „grzebnięciem”, powoduje skuteczne rozpędzenie. Po przekroczeniu określonej granicy prędkości, po prostu nie da się biegać w inny sposób. Poza tym, przy lekkim wypchnięciu bioder do przodu możemy wyraźnie wydłużyć długość kroku. Pytanie tylko, po co nam napęd rakietowy i długie susy, gdy biegamy truchtem? Jeśli tempo naszego biegu nie przekracza 5-6 min./km, to po co narażać się na przeciążenia stopy i łydki? Zwolennicy tej techniki odpowiedzą, że to pomysł na wzmocnienie. To czyni nas silniejszymi i pozwala na szybsze bieganie w przyszłości. Żadne buty, nawet te o największej reaktywności, nie dadzą nam tyle co silna łydka. I to jest oczywista prawda. Zastanówmy się tylko, po co nam szybka stopa, gdy nie startujemy w zawodach i nie rywalizujemy z innymi. Poza tym, w zawodach wytrzymałościowych, jak sama nazwa wskazuje, liczy się oszczędzanie energii, a nie jej szybkie spalanie. Klasyczne przetaczanie przez piętę to także zwiększona kadencja przy jednocześnie skróconym kroku i bardziej liniowa amplituda, czyli zmniejszenie przeciążeń kompresyjnych – więcej biegu, mniej skakania.
Silna stopa pomaga jedynie w gwałtownej zmianie tempa biegu. W krótkim czasie możemy wejść na wyższy zakres prędkości. Ale jaka z tego korzyść gdy biegniemy na dystansie 20 – 40 km? Tutaj liczą się przede wszystkim płuca, wydolność serca i umiejętność utrzymania w miarę wysokiej prędkości na dłuższym odcinku. Zyskają na tym wyczynowcy, ale dla zwykłego amatora zysk jest raczej wątpliwy. Jeśli zatem nie ma korzyści z takiej techniki biegania, to może nie ma też strat?
Zyski i straty
Otóż straty niestety są. Sam jestem przykładem na to, że nie warto szukać granic własnej wytrzymałości, bo nie daj Boże można ją znaleźć i będzie “po zawodach”. A tą granicą była w moim przypadku zwykła szybka przebieżka interwałowa na palcach w ramach treningu szybkościowego. Bieganie na przodostopiu doprowadziło mnie na granicę sportowej niepełnosprawności. Jak się później okazało, było o jedną przebieżkę za dużo. Nastąpiło bolesne, przeszywające ukłucie wynikające z przeciążenia i brak szans w przyszłości na powrót do dawnej formy. Pamiętajcie, stopa to 33 stawy i 26 kości. To skomplikowany labirynt mięśni, więzadeł i nerwów. Nawet drobne i niepozorne urazy mogą prowadzić do konfliktowania. Jeśli są to tkanki miękkie, to żadna diagnostyka tego nie wychwyci. Każdy ortopeda wam powie, że dużo łatwiej jest leczyć kolano niż stopę. Nieuzasadnione przeciążanie stopy, to proszenie się o kłopoty. To że udało mi się w ogóle do biegania wrócić, to jedynie zasługa sterydowych blokad przeciwbólowych. Regeneracja nie wchodzi w grę. Jakakolwiek rehabilitacja okazała się bezskuteczna. W gronie poszkodowanych przez bieganie na palcach nie jestem odosobniony, choć to słabe pocieszenie. Ostatnio zgłosił się do mnie dobrze zbudowany ok. 90 kg mężczyzna, którego sprzedawca w innym sklepie biegowym (takim co to “wiedzą o co biega” 😉 przekonał na zmianę techniki biegu. W sugestywny sposób wmówił człowiekowi, że przy użyciu specjalnych butów o niskim dropie, powinien zmienić technikę na “nowoczesną” i zgodną z najnowszymi trendami, “bo z pięty to biegają tylko tacy co się nie znają”. Jego przygodę z bieganiem „na palcach” zakończyła bardzo szybko seria bolesnych kontuzji. Najbardziej typowa z nich, to ból stopy po stronie zewnętrznej, tuż poniżej kostki.
Ta historia przypomniała mi o pewnej ankiecie z którą się ostatnio spotkałem. Jeden z brytyjskich uniwersytetów przeprowadził badania dotyczące wpływu różnego rodzaju form aktywności na ilość i rodzaj kontuzji. Okazało się ku zaskoczeniu wszystkich, że najbardziej “kontuzjogenny” jest …balet. Eliminuje on z zawodu 80% osób które ukończyły 30-ty rok życia. Większość urazów dotyczyła oczywiście przeciążeń stóp. Wśród rugbystów ilość kontuzji była znacznie niższa i nie przekraczała 20%. Problemy osób związanych z baletem dotyczą wąskiej grupy. Mało kto je znał i mało kogo interesował wpływ skakania na palcach na tempo końca kariery. Z bieganiem jest inaczej. To zjawisko masowe i dotyczy milionów na całym świecie. Zastanawiam się, czy takie bezkrytyczne propagowanie tej techniki i wmawianie ludziom że jest lepsza od innych, czy to nie jest czasem początek kłopotów jakie dotkną niedługo wielu z was? Pamiętacie promocję butów minimalistycznych? Ponoć miały być najlepsze, najzdrowsze, najbardziej naturalne, no i dla każdego. Dzisiaj nas to bawi i się z tego śmiejemy, ale potrzeba było 4 lat aby udokumentować wszystkie przypadki osób poszkodowanych, by złożyć pozew zbiorowy przeciwko producentowi. Dopiero teraz zrozumieliśmy, że sprytni spece od marketingu nabijali nas w butelkę.
Wbrew pozorom, nie jestem przeciwnikiem stosowania tej techniki. W określonych sytuacjach ma ona sens. Wyczynowe bieganie maratonów obecnie pokonuje się w takim tempie, że inaczej się po prostu nie da. Poza tym spójrzcie na wygląd tych zawodników. Ich waga i sylwetka są z pogranicza anoreksji i dlatego obciążenia jakie działają na stopy nie są dla nich zabójcze. Nasz Czarek Bednarz pomimo 30-ki na karku wciąż utrzymuje się w krajowej czołówce, biega wyłącznie na przodach, ale ważąc 55 kg może sobie na to pozwolić. Gdy przesadzi z treningami, to narzeka jedynie na achillesy. Bieganie na przodach, to także zdjęcie ciężaru z kolan. To najprostszy sposób na ulgę dla tych wszystkich którzy mają z nimi problemy. Jeśli nie macie porządnych butów, a musicie biegać w mieście, to ta technika także może się sprawdzić. Stopa stanie się naturalną sprężyną i zrekompensuje brak amortyzacji w butach.
Złożone podsumowanie
Ten tekst nie powstał po to aby kogokolwiek straszyć. To bardziej impuls do podjęcia refleksji. Do zastanowienia się czym jest dla nas bieganie. Zadajcie sobie tych kilka pytań, a być może odpowiedź na nie, ułatwi wam wybór swojej drogi:
Czy biegam po to by rywalizować z innymi?
Czy tylko dla zdrowia i urody?
Czy jestem młodą osobą?
Czy młodo się jedynie czuję?
Czy moja sylwetka jest szczupła?
Czy raczej atletyczna?
Czy biegam po twardych nawierzchniach w butach bez amortyzacji?
Czy może dostęp do dobrych butów do biegania nie jest dla mnie problemem?
Czy jestem fizycznie przygotowany na przyjęcie większych przeciążeń?
Czy pragnę cieszyć się bieganiem do późnej starości?
Czy bieganie na palcach jest dla człowieka czymś naturalnym? Chyba nie do końca. Sprintu używaliśmy do tej pory tylko po to, by kogoś gonić lub przed kimś uciekać. Czyli coraz rzadziej. Od wieków nie mamy w przyrodzie naturalnych wrogów. Nauczyliśmy się też hodować pożywienie i nie musimy go już gonić. 99% naszego dnia wypełnia zwykłe chodzenie z przetaczaniem przez piętę. Nasze stopy w ogóle nie są stworzone do sprinterskiego biegania na palcach. One wyglądają delikatnie i karłowato, gdy porównujmy je ze stopami zwierząt palcochodnych i kopytnych. To one są mistrzami sprintu. W toku ewolucji ich stopy osiągnęły długość naszego podudzia (zachowując oczywiście wszystkie proporcje). Jeśli Usain Bolt i jego wyniki robią na was duże wrażenie, to pamiętajcie, że nie ma on żadnych szans nawet z ciężkim i tłustym niedźwiedziem. Naszą siłą zawsze była wytrzymałość i przebiegłość. A skoro jesteśmy już przy przebiegłości, to bądźcie czujni i nie dajcie się upolować na najnowsze osiągnięcia „amerykańskich uczonych” i tym podobne “nowoczesne teorie”. Dokonujcie samodzielnych i przemyślanych wyborów.